Jak nie trudno zauważyć, jest mnie tu zdecydowanie mniej niż kiedyś. Szyję mało, głównie ciuchy potrzebne na już. Prawda jest taka, że prowadzenie sklepu pochłania mnóstwo czasu ale za to jaką daje satysfakcję! Nie powiem... fajnie być kapitanem, sterem i okrętem dla samej siebie mimo, że własny biznes wiąże się ze sporym ryzykiem (poświęcę temu osobny post). Kiedyś pewna znana pani powiedziała: "kto nie ryzykuje ten szampana nie pije" ;) Szampana szybko pić nie będę ale wystarczy, że wychodzę na swoje. I że wreszcie robię to co lubię.
Aby mieć przestrzeń do pracy postanowiliśmy z Maćkiem odkupić od mojego brata pomieszczenie nad garażem, w którym kiedyś on prowadził swoją firmę. Musicie wiedzieć, że nie jest dobrze pracować zdalnie w domu, w którym jest małe dziecko. Bardzo absorbujące dziecko. Bardzo wymagające dziecko. Bardzo głośne dziecko. Maciek i tak wytrzymał długo bo blisko 3 lata ale na dzień dzisiejszy ma już zwyczajnie dość. Jego koledzy, także pracujący zdalnie i także mający małe dzieci, wynajmują biuro na mieście aby odciąć się od krzyków swoich latorośli :) Mój mąż odetchnie gdy o 7:58 wyjdzie z domu i pomaszeruje z laptopem pod pachą w kierunku garażu a następnie schodami w górę na piętro. Myślę, że Stasiek też będzie zachowywał się inaczej gdy nie będzie taty w pobliżu. Nie wiemy jak potoczą się przedszkolne losy naszego dziecka, nie wiemy czy dostanie się do przedszkola i czy będzie gotowy psychicznie aby odciąć się od mamusi ALE jeśli we wrześniu awansuje na przedszkolaka i zaaklimatyzuje się w nowym miejscu to ja też odetchnę z wielką ulgą :)
Wracając jednak do naszego nowego-starego biura to było ono hmm... zapuszczone (mówiąc delikatnie) co zresztą widać na zdjęciach. Póki co wszystkie tkaniny, pasmanterię, dodatki krawieckie oraz maszyny trzymam w domu. Doprowadza mnie to do szału, ponieważ już dawno wyszłam z pokoju, w którym to wszystko miało się pomieścić. Stale zwiększam asortyment więc nie dziwota, że belki z tkaninami leżakują nawet w salonie. Choć remont trwa od dawna i pracy jest jeszcze sporo - w końcu widać światełko w tunelu. Czuję, że jeszcze kilka tygodni i będę się przenosić.
Na poniższych zdjęciach widać stan, który zakupiliśmy. To naprawdę tak wyglądało. Ściany i sufit czarne od dymu. To sprawka kominka, którym pomieszczenie było przez lata ogrzewane. Strasznie się z niego dymiło dlatego stwierdziliśmy, że musimy się go pozbyć. Nie chcieliśmy aby nasza praca w krótkim czasie poszła na marne. Nie mogłam też pozwolić aby tkaniny się zakurzyły i przeszły charakterystycznym zapachem. Niestety wyburzenie kominka wiązało się z zakupem pieca akumulacyjnego a co za tym idzie większymi rachunkami za prąd :( Jakoś te późno jesienne i zimowe miesiące przetrwam.
Remontu wymagało kompletnie wszystko, nawet okno które zaczęło już próchnieć. Renowację okien na szczęście udało się nam zrobić jeszcze pod koniec lata. Wszystkie trzeba było oczyścić ze starej farby i pomalować. W oknie głównym trzeba było wyciąć spróchniałe drewno, dosztukować, zaszpachlować i kilkakrotnie pomalować farbą na nowo.
Wraz z biurem dostała mi się maleńka łazieneczka i bezsensownie wysoka klatka schodowa. Ahh no i aneks kuchenny (kuchnia = kawa) :) Remont łazienki i klatki schodowej zostawiamy na wiosnę i lato gdy będzie ciepło. W zasadzie to łazienkę trzeba porządnie umyć, pomalować sufit, wymienić lampę, wymienić szafkę pod umywalką, zamontować jakiś mini kaloryfer i być może pomalować płytki specjalną farbą do renowacji glazury. Z kolei klatka schodowa wymaga "tylko" wygładzenia ścian i porządnego odmalowania. Do tego dochodzi renowacja schodów, które wyglądają coraz gorzej. Jak więc widzicie pracy przed nami jeszcze sporo, póki co priorytetem jest pomieszczenie biurowe a reszta może poczekać.
ŁAZIENKA:
KLATKA SCHODOWA:
Przyznam, że od początku wszystko szło źle. Po pierwsze nie było z kim zostawić Staśka więc wtedy gdy mogliśmy coś robić - musiałam cały czas być przy małym. Mój ojciec dopiero w połowie października przeszedł na emeryturę i dopiero wówczas Maciek mógł wyburzyć kominek bo miał kto pobyć z Młodym. Straciliśmy na tym kilka dobrych i w miarę ciepłych miesięcy. Część prac musieliśmy powierzyć w ręce zaprzyjaźnionego fachowca żeby ruszyć dalej. Gdy mogliśmy zacząć działać, nastały koszmarnie wysokie mrozy, w biurze nie było ogrzewania, farba nie schła tygodniami, o kładzeniu tapet nie było mowy. Z kolei gdy przyszedł zamówiony piec to wyziębionego pomieszczenia nie dało się nagrzać. Wiemy już, że latem musimy ocieplić ten budynek przynajmniej z tyłu i z boku bo za dużo ciepła uchodzi przez ściany.
Jeśli chodzi o wyposażenie to meble miały być oczywiście nowe, robione na wymiar. Tiaaa miały być nowe... ale ponieważ fundusze rozeszły się bardzo szybko wykorzystałam wszystko to co zostawi brat (resztę dokupuję szukając używek na aukcjach i tablicach ogłoszeń). Kupiłam dobrą okleinę i okleiłam co się dało. To całkiem fajna i przyjemna robota, odprężająca :) Oklejając powoli i dokładnie nie powstają pęcherze powietrza a całość wygląda bardzo estetycznie. Mogłam użyć farby do malowania płyt mdf ale kilka miesięcy temu nawet nie wiedziałam, że takie cudo w ogóle istnieje i co więcej - sprawdza się. Dziś niczego więcej nie pokażę, musicie zaczekać na efekt końcowy, którego póki co nie ma. W ogóle to na dzień dzisiejszy jeszcze sama nie wiem jak wszystko będzie wyglądało ale wierzę, że będzie czysto, jasno i przytulnie. W końcu nie robiliśmy niczego "po łebkach". Ma to nam służyć przez kolejne lata i ma nam się tu dobrze pracować :)
Pozdrawiam!
Sus
Trzymam kciuki! Jestem pewna, że będzie pięknie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę wytrwałości i trzymam kciuki za rychłe skończenie remontu! :)
OdpowiedzUsuńUUUU łałłł rozwijasz skrzydła- gratuluję odwagi i życzę wszystkiego najlepszego
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada ! Czekam na kolejny wpis.. :) A miejsce do pracy to podstawa.. !
OdpowiedzUsuńNo ba! Wiadomo że fajnie miejsce do pracy to połowa sukcesu jeśli chodzi o efektywną prace ;)
UsuńO Stasia sie nie martw. Bardziej to my sie stresujemy jak dziecko odnajdzie sie w nowych warunkach. Na poczatku zawsze jest zamieszanie, ale pozniej i Ty i on znajdziecie mase pozytywnych rzeczy wynikajacych z "przeciecia pepowiny".
OdpowiedzUsuńjak ja zazdroszcze wlasnego pomieszczenia :) moja "szwalnia" znajduje sie w kuchni...czy tez na odwrot. na stale mam tam swoj kącik, ale gdy zaczynam działac to wszystko jest wszedzie...a najgorsze jest to ze nie moge zamknac drzwi za soba, po nocy szycia musze to uprzatnać bo z rana wstaną rozdarciuszki moje głodomorki, krzycząc CO NA DANKO DANKO?
OdpowiedzUsuńOj takie wymagające prace, choć niezwykle męczące dają później duzo satysfakcji. Trzymam kciuki za szybkie zakończenie prac remontowych i zaadaptowanie sie w nowym miejscu. Juz czuję, że będzie pięknie! Z niecierpliwościa czekam na kolejne zdjęcia ukazujące tę metamorfozę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mocno trzymam kciuki żeby już wszystko szło gładko!!
OdpowiedzUsuńSUSANA SZYJE I KASZTELANA PIJE!!!!!Super kochani,ale się cieszę!Już wygląda wszystko piknie,a co do Waszego GUSTU nikt tu nie ma wątpliwości i jestem pewna,że wszystko będzie na medal!Kochani trzymam kciuki!Sus idziesz do przodu,Mama nad Wami czuwa-WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE!Trinny:-)
OdpowiedzUsuńTrinny my oboje kasztelanka pijemy, oczywiście niepasteryzowanego :D Tak, Mama czuwa i wszystko dobrze się skończy :] Zdjęcie Wiesławy zawiśnie na honorowym miejscu :)
UsuńOj znam ten ból, ja też jestem w trakcie remontów i przystosowania pomieszczeń na użytkowe. Od lat zajmuję salon największy pokój w domu, ale w maju mam komunie syna i muszę go zwolnić :-p Teraz kończę adaptacje piwnicy pod kuchnię, stara kuchnia natomiast na tym czasową pracownię a salon do Maja musi być wyremontowany. A po komunii biorę się za garaż który ma być właśnie pracownią i dopiero w tedy starą kuchnię przerobie na jadalnię :-) Jezu mam nadzieję że wyjaśniłam to zrozumiale, bo można zgłupieć :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i bzyczę wytrwałości :-)
Nie masz to jak remoncik!:> Nieodłącznym elementem tej przyjemności to niespodziewanie wczesne przekroczenie założonego budżetu (bo w to, że przekroczenie nastąpi nie należy wątpić). Miejsce ma potencjał! Powodzenia! PS. Ja już mam ustawione trzy remindery w telefonie o rozpoczęciu naboru do przedszkola:P
OdpowiedzUsuńKurcze Grandziu ja też tylko zaglądam na stronę naszego przedszkola czy są już aktualne dokumenty do naboru. 01 marca o 8 rano zasuwam z papierami ;) Nie wierzę że się dostanie ale muszę spróbować i już!
UsuńSpróbuj i wierz, że się uda :). Nie wiem, jak u Was, ale u nas - moja kolezanka po drzwiach otwartych wróciła załamana, że się nie da, a potem jej synek dostał się aż w dwa miejsca! Powodzenia!
UsuńSuper :) na pewno będzie się tam Wam super pracowało :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, z pewnością będzie pięknie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam MARCELKA Fashion♥
Jak to się stało, ze ja nic nie wiem o sklepie :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w remoncie i urządzaniu :*
Yhh no nie wiem jak mogłaś nie wiedzieć ;)
UsuńTrzymam kciuki :) Czeka Was jeszcze masa pracy, ale efekt na pewno będzie tego wart!
OdpowiedzUsuńMocno mocno ściskam i jestem przekonana, że Wam się uda. I odetchniecie na pewno z ulgą. Będzie Wam i łatwiej, i wygodniej, i co najważniejsze szczęśliwiej. Dużo dużo sił i nie poddawajcie się. A ja tu czekam na kolejne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby wszystko dobrze się udało!!! Stasiu na pewno dobrze się zaklimatyzuje w przedszkolu, bedzie miał kolegów i inne zabawy. Też martwiłam sie o swojego synka i teraz widzę, ze nie potrzebnie:-)
OdpowiedzUsuńNo cóż co do zaaklimatyzowania się młodego w przedszkolu to mam obawy, że nie będzie lekko ;)
UsuńSuper! Gratuluję i trzymam kciuki, żeby sklep się dobrze rozwijał :) Ja też próbuję wrócić do własnego biznesu, zobaczymy jak pójdzie :p
OdpowiedzUsuńSuper! trzymam kciuki i gratuluję postępów :)
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem co czujesz. Od pewnego czasu nazywam remonty "nie kończąca się opowieść". Później też człowiek jest mądrzejszy, bo dowiedział się o innych, fajnych materiałach, które by można było użyć, a się z nie wiedzy, nie użyło. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj tak, zgadzam się w 100%! W ogóle odnośnie tematów remontowych to chciałabym w tym roku pozmieniać co nieco w naszym mieszkaniu, od remontu minęło blisko 7 lat i co tu dużo mówić - wtedy podobało mi się wszystko a teraz wszystko bym zmieniła, zrobiła bardziej ujednolicone.
Usuń"Zazdraszczam" :-)
OdpowiedzUsuńOdkąd mam dzieci (dwoje) praktycznie przestałam szyć, bo nocami brak mi sił, a w ciągu dnia, mając dwupokojowe mieszkanie nie bardzo mam gdzie przed dzieciakami "uciec". Jak mi się marzy taka pracownia, to nawet sobie nie wyobrażasz.
Trzymam kciuki za pomyślność przedsięwzięcia.
Pozdrawiam.
A.
Wierzę, że taka większa przestrzeń do szycia to marzenie niejednej krawcowej. I domyślam się jak to jest przy małych dzieciach (ja mam jedno małe a nie ogarniam czasem tematu) - w dodatku dwóch. Dziękuję za kciuki, oby się dalej kręciło :)
UsuńNo w tej monotoni czasami cieżko to dostrzec, a zmiany to nowe nastawienie w wielu przypadkach :)
OdpowiedzUsuńSuper :) A ja czekam i czekam na papiery od rzeczoznawcy bo mam na oku stryszek. Może się doczekam
OdpowiedzUsuńO super! To byłaby zacna przestrzeń do zagospodarowania :)
UsuńPo trosze zaczynam Wam zazdrościć bycia panem i władcą swojego życia zawodowego :) Trzymam kciuki za udany remont!
OdpowiedzUsuńTaki stan rzeczy ma swoje plusy ale ma też i minusy :)
UsuńŚwietny post, zaraz idę zajrzeć do sklepu :). Dziękuję, że pokazałaś, ile serca się za tym kryje! Czekam na efekty, a Wam życzę bardzo dużo siły! Najgorsza część pracy - ta, gdzie ciężko sobie wyobrażać rezultat- już chyba za Wami. Teraz będzie już tylko coraz piękniej:).
OdpowiedzUsuńO rany, trzymam mocno kciuki! Sama stanęłam teraz przed podobnym wyzwaniem, czekam na podpisanie umowy w sprawie nowej pracowni, która też będzie w całości wymagała remontu, a z funduszami...noc cóż, szkoda gadać ;) Najważniejsze, że jesteśmy obie na swoim i powoli, ale do przodu!
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie cudownie ! Przecież nie musi być wszystko nowe i idealne. Ważne, że będzie to Twoje miejsce, a daje sobie rękę pociąć, że Ty postarasz się o to, żeby było wspaniałe :)
OdpowiedzUsuń