Dziś będzie z lekka nostalgicznie. Właśnie zostałam słomianą wdową. Niby nie na długo... raptem 9 dni ale to pierwszy wyjazd Maćka na tak długo odkąd jesteśmy małżeństwem. Ba! Przed ślubem tylko raz zdarzyło mu się wyjechać na rejs do Chorwacji. Ja wówczas zaczynałam kolejny rok studiów więc nie odczułam tej rozłąki tak mocno.
Żeby nie było - pod pantoflem go nie trzymam, kilka razy w roku wybywa na 2-3 dniowe konferencje. Staram się nie być "żoną-heterą".
W każdym razie obecnie Ślubny znajduje się we Florencji na konferencji EuroPythona. To jego ulubiony język programowania więc nie mogło go tam nie być. Trochę mu zazdroszczę - Florencja przepiękne miasto ale podobno nie będzie czasu na zwiedzanie :-> Wyobraźcie sobie, że cała ta rzesza programistów będzie przez kilka godzin dziennie siedzieć przy laptopach i programować, programować i jeszcze raz programować. Akurat... Przecież każdy Włoch kultywuje sjestę a wieczorem musi wyjść na miasto aby spotkać się z przyjaciółmi. Toteż nie wierzę w "programowanie 24/h" ;)
No a ja siedzę w domu. Oj ciężko znoszę tę rozłąkę a to dopiero początek.
Mam jednak plan przetrwania na każdy kolejny dzień:
* uporządkować moją niby-pracownię (zrobić porządek w materiałach, w szafkach i w dodatkach krawieckich)
* zrobić wykrój ze Złotego Kroju dla Sylwii (sukienka i spódniczka) oraz przygotować wszystko do pierwszej przymiarki
* zrobić wykrój ze Złotego Kroju dla siebie (żakiet, spodnie i bluzka)
* uszyć sobie jakąś sukienkę żeby przetrwać falę upałów!
* kupić fajny materiał i uszyć sukienkę Teściowej
Coś tam się jeszcze do roboty znajdzie. W każdym razie chcę nadrobić zaległości w szyciu.
Ugotuję sobie wielki gar najpierw brokułowej, potem kalafiorowej i nie będę musiała codziennie przyrządzać obiadów. Byleby nie dopadł mnie przesyt czyli mam więcej wolnego czasu ale nie mam ochoty szyć. To byłoby straszne.
Na tym kończę ten wpis pełen żalów i lamentów. Wierzę, że jakoś przetrwam ten trudny czas. O jak dobrze mieć hobby które nie pozwala się nudzić ;)
Pozdrawiam!
Sus
Ile do zrealizowania planów :) dobrze,że jest "te"hobby ;) w głowie mniej myśli o tęsknocie ..Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! :D Najlepiej wykorzystać taką rozłąkę na robienie tego wszystkiego, na co normalnie brakuje czasu z tytułu życia rodzinnego:) Życzę dużo zapału do szycia :D
OdpowiedzUsuńWczoraj już zaczęłam porządki w szafkach które powinny być uprzątnięte ze 2 lata temu ;)
UsuńA ja zazdroszczę Ci tych kilku dni samotności, czasu tylko dla siebie. Z takim planem, to nudzić się nie będziesz. No i ta kalafiorowa... brokułowa...
OdpowiedzUsuńJoaśko gdybym tylko miała jeszcze wolne w pracy to byłoby super ;)
UsuńOho ho :)
OdpowiedzUsuńNo to Twoje lamenty aż do mnie dotarły, myslę kto tak chlipie ;) A to Sus, przytulam, przetrwasz z dużym garnkiem jednej i drugiej zupy - będziemy Cię wspierać i rozliczać, dopytywać i mobilizować :)))
Dziękuję Maryś - Twój przytulaniec chyba już trochę działa :) :-*
UsuńOj, mój Mąż nigdy nie wyjechał jeszcze beze mnie tak, żeby nie nocował w domu (w przeciwieństwie do mnie). 9 dni to długo.
OdpowiedzUsuńU mnie w domu tak gorąco, a w pokoju, gdzie mam maszynę najgorzej, że szycie teraz to heroizm. I jeszcze lampka mi przestała świecić. Nie wiem, gdzie się nowe kupuje. W pasmanterii?
Aga
Aga fakt faktem mogę się zająć tym na co nie miałam czasu wcześniej - i to jedyny plus tej rozłąki. A co do zarówki to popytaj w pasmanterii - w takiej dużej może kupisz. A ja kupuję w sklepach a'la wszystko do gospodarstwa domowego albo w marketach budowlanych. Z tego co pamiętam nasze Husqvarny nie mają źarówek z gwintem tylko na taki jakby zatrzask.
UsuńMąż wczoraj szukał i nie było takich, tylko z większą bańką:( Może w Castoramie - dziś pojedzie.
UsuńPo wpisie Tutinelli przypomniałam sobie (jak mogłam zapomnieć?!), że nasz pierwszy rok małżeństwa to był mój ostatni rok studiów. Mieszkaliśmy 400 km od siebie i widywaliśmy się co 2-3 tygodnie i na święta. To było straszne.
Aga
Moja Droga, ja musialam wytrzymac polroczne stypendium mojego dziada w Berlinie. Bylo ciezko, ale wracal do domu co 2 weekend, dasz rade te kilka dni :)
OdpowiedzUsuńO to miałaś go przynajmniej na te dwa dni - tyle to bym przeżyła :)
Usuńjej a ja marzę żeby zostać sama na tydzień hihihihih. EuroPythona nie znam ale ostatnio moim głównym językiem programowania jest Guganie :) Taką jesteś fanką brokułów i kalafiorów ?? Zdjęcia urocze ...a będą z radością po powrocie Męża. Co do Florencji to rzeczywiście jest piękna...może Ci jakąś pamiątkę przywiezie:)
OdpowiedzUsuńPamiątki raczej nie przywiezie ze względy na ograniczoną ilość funduszy a brokuły i kalafiorki uwielbiam. Właśnie wczoraj dostałam fajny przepis na smażonego kalafiora i mam zamiar wypróbować :]
Usuńnie,no przestań......czerp z wolnego czasu same pozytywy,rób co tylko chcesz ,aby sprawić sobie przyjemnosć i tyle :))
OdpowiedzUsuńzleci :)ale jak będziesz się tak smucić to cięzko będzie sie zmobilizowac do szycia :)
OdpowiedzUsuńBądź dzielna! Plany szyciowo-porzadkowe na pewno zajmą Ci dużo czasu i na pewno w praniu wyjdzie jeszcze coś, więc zleci czas szybciuteńko. Ja akurat dziś sama wybyłam z domu, właśnie dojechałam do Radomia, jutro z rana spotkania i powrót do domku do Wrocławia.
OdpowiedzUsuńFloerencja iiii, rozumiem Twoj zal i tesknote za miastem, znaczy sie mężem. Ale któz zrozumie informatyka...
OdpowiedzUsuńhiihihi tak czasem ciężko zrozumieć programistów :) hahahha
UsuńTak, to dziwni ludzie ;)
Usuńhihhi dzięki - jestem programistką :)ale póki co w stanie spoczynku:) i dorywczo.
UsuńGrunt to zająć się czym co zajmie głowę a najtrudniejszy jest pierwszy taki wyjazd.
OdpowiedzUsuńDasz radę Sus;) Pomyśl, jak po takiej rozłące miło się witać..:) Tym czasem wykorzystaj czas tylko dla siebie:)
OdpowiedzUsuńCo Cię będę oszukiwać, pewnie z początku nie będzie łatwo - jak to się zaleca dzieciom na koloniach: "żadnego dzwonienia wieczorami! telefony tylko do 18tej!" - inaczej trudno opanować nostalgię.. Trzymam kciuki za polepszenie nastroju:)) Będę w drużynie motywacyjnej:)
OdpowiedzUsuńSzycie i brokułową popieram w 100%, co do kalafiorowej - mam pewne opory, zdecydowanie wolę kalafiora w wersji "po indyjsku", czyli smażonego i duszonego z przyprawami i dodatkami - wychodzi cały gar, jedzenia na tydzień (służę przepisem, gdyby ktoś się skusił:)
Pozdr:)
Oj z tym przepisem to byś mi z nieba spadła :) Chętnie wypróbuje, podaj proszę :)
UsuńDobrze, że istnieje skype więc nie zbankrutujemy na telefonach ;-)
@ do Ciebie właśnie poszedł:)
UsuńDzięki piękne, wypróbuję :)
UsuńSus! Skoro ja wytrzymałam półroczną rozłąkę z moim Marcinem (a muszę wspomnieć, że jestem BARDZO do niego przywiązana), to Ty też przetrwasz te 9 dni :) zajmij się tym, co sprawia Ci najwięcej radości, a te Twój mąż już będzie dzwonił do drzwi
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! I też nie lubię, jak mi Ślubny znika. Dwa dni jest ok, ale więcej... a on tymczasem zaczyna coraz poważniej mówić o Nowym Jorku na miesiąc... też będę zupy gotować w dużych ilościach :)
OdpowiedzUsuńDasz radę, wierzę w Ciebie :) Dobrze, że masz tyle planów, ja bym jeszcze do tego dorzuciła jakiś dobry deser po obiedzie i spotkanie z koleżankami :)
OdpowiedzUsuńJa też zawsze sprzątam w takich okolicznościach :)
OdpowiedzUsuńAnecia dzielna z Ciebie kobieta, naprawdę dzielna!
OdpowiedzUsuńSus, trzymaj się! Wróci szybciej niż myślisz.
OdpowiedzUsuńWiem jak się czujesz, na początku mój TZ wyjeżdżał średnio co weekend na 5 dni :/ taka praca niestety. Dobrze, że ją zmienił.
Ciężko się przyzwyczaić, nawet po kilkunastu latach małżeństwa nie lubię jak wyjeżdża...
Terapia zajęciowa jest najlepsza!!!!
OdpowiedzUsuńSus, trzymaj się dzielnie. Nie powiem Ci, że po latach się przyzwyczaisz do wyjazdów męża bo do tego nie da się przyzwyczaić... :(
Znam to z autopsji i po 13 latach małżeństwa szlag mnie trafia jak TZ'ta nie ma w domu na noc...
Bądź konsekwentna w realizacji planów a czas minie szybciej niż myślisz :-)
Wiśnia
Oj Kochana i Ty te wszystkie plany chcesz w 9 dni zrealizowac? Chyle czola na sama mysl. A rozlaka taka jest potrzebna.... zeby za soba zatesknic :) Dasz rade, a jakie pedzie pozniej witanie :D
OdpowiedzUsuńDaget muszę, nie mogę się lenić jak mam okazje trochę nadrobić zaległości :]
UsuńAleż tan świat mały! Nasi mężowie są w tym samym miejscu, z tego samego powodu :) Byłam z nim w zeszłym roku i chociaż zwiedzałam sama to warto było, a oni i tak koło 18:00 byli już wolni. Następnym razem musimy jechać z nimi. W tym roku niestety też jestem słomianą wdową ;)
OdpowiedzUsuńno niezły maraton sobie wykreśliłaś, jestem pod wrażeniem, porządki, krojenie, szycie... no no no
OdpowiedzUsuńja też w minioną sobotę walczyłam z porządkami w moim kąciku krawcowej :) oj powiem Ci działo się działo :)
Może Ci chusteczki podesłać?
OdpowiedzUsuńjak ja wyjeżdżam to mój mąż nie robi porządków - wręcz przeciwnie;-) ....wiadomo jednak, że takie wyjazdy są przeważnie fajniejsze dla wyjeżdżającego...czekam na tą sukienkę na upały :-)
OdpowiedzUsuńKochana nie lamętuj, dasz radę. Pomyśl jak pięknie będzie jak wróci :) a ile poszyjesz :)
OdpowiedzUsuńCo tam 9 dni! Dasz radę! Mój Ziutek pojechał do mamusi na cały lipiec!
OdpowiedzUsuńPowoli jego nieobecność przestaje kojarzyć mi się z nieszczęściem - zostawałam sama gdy on lądował w szpitalu. Tylko tym razem ja jestem chora i to zakaźnie, więc siedzę i nie wychodzę, bo sąsiadka w ciąży i nie chcę zarazić.
A miałam szyć...
Jak ty pięknie wyglądasz w tym smutku ;) Ja też nie lubię rozstawać się z moim Maćkiem . Ogólnie Maćki to fajne chłopaki :D
OdpowiedzUsuń