Dawno, dawno temu (to nie bajka) wyczytałam w pewnej książce, że ciuchy, których nie założyłam w ciągu roku ani raz - powinnam się ich jak najszybciej pozbyć, gdyż i tak już ich więcej nie założę. Najpierw się zdziwiłam a potem stwierdziłam, że to w sumie prawda.
"Chomikuję" ciuchy. Z trudem przychodzi mi pozbywanie się części mojej garderoby. Nie dość, że musiałam na łaszki zapracować to jeszcze z niektórymi wiążą się np. miłe wspomnienia. Ostatnimi czasy coś się jednak zmieniło i
2 razy w roku robię kapitalny przegląd szafy. Sezon wiosenny i sezon zimowy otwieram robiąc generalne porządki w szafie. Bez żalu (już) oddaję ubrania do specjalnych pojemników lub czekam na zbiórkę odzieży. Krytycznym okiem przyglądam się każdej rzeczy i szczerze odpowiadam sobie na pytanie: "
napewno to jeszcze założysz??".
Moda nigdy mnie nie bawiła.
Moda mnie męczyła. Jeszcze kilka lat temu wpadałam z błyskiem w oku do H&M, Cubusa, Promodu, Orsaya itp. i jak oszalała buszowałam wśród wieszaków. Teraz...teraz jest inaczej.
Idę z przeświadczeniem, że i tak nie znajdę niczego godnego uwagi. Czasem jednak znajduję... Nie powiem, lubię od czasu do czas coś sobie kupić.
Generalnie myślałam, że gdy kupię coś co noszą wszyscy to będę wyglądać modnie, trendy, po prostu super. W popularnych sieciówkach pozbywałam się kompleksów ale tylko na chwilę. To było bardzo frustrujące.
Od kiedy szyję coś we mnie pękło. Nie siedzę godzinami przed monitorem i nie przeglądam zakupów, jakich dokonały w danym miesiącu wizażanki (wątek w dziale MODA na wizaz.pl), pękając z zazdrości, że mnie NIE STAĆ na 4 pary butów czy najnowszą sukienkę z Zary!
Teraz przeglądając ten wątek staram się wyłapać co jest obecnie na czasie i jak to dostosować do własnych pomysłów. W myślach przeglądam archiwalne Burdy i szukam podobnych wykrojów bądź takich, które zawierają charakterystyczne elementy tak pożądane w danym sezonie.
I najważniejsze -
mam SWOJE ciuchy, które są inne niż te ze sklepów bo bardziej
cenne, bardziej
wartościowe,
wychuchane,
staranniej wykończone, niejednokrotnie
uszyte w pocie czoła ;)
A otwierając szafę zauważyłam, że systematycznie przybywa ciuchów uszytych własnoręcznie a ubywa tych kupionych w sklepach.
Słowem: jest dobrze!